Ligowe Podsumowanie Tygodnia #8
26.02.2020

Kolejne już podsumowanie przed nami. Rozegraliśmy trzy spotkania – dwa w dywizji męskiej, jedno w dywizji damskiej. Śmiało mogę stwierdzić, iż spotkania były niezwykle ciekawe. Śmiało mogę też stwierdzić, że znowu większości nie widziałem. Ale czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Czego sami nie widzieliście – przeczytacie tutaj. Zapraszam na ósme wydanie ligowego podsumowania tygodnia.

A dokładniej to ligowego podsumowania miesiąca luty! Wszak wszystkie spotkania rozegrane zostały na przestrzeni całego miesiąca. Cynik mógłby powiedzieć: „Pffff, mało coś tych spotkań!”. Trener Oskar powie natomiast: „Pffff, nasza liga idzie w jakość…nie ilość.”

I to jakość przez duże „J”. 9 lutego nasz obiekt powitał vicelidera Tomka Wiatrowskiego, który stawić miał czoło temu, który od liderowania zaczął swój pobyt w naszej lidze – Marcinowi Micińskiemu. Obecnie z racji rzadszych występów Marcin znajduje się mniej więcej w środku tabeli, jednak jego pozycja jest tam na tyle ugruntowana, że nie musi się on martwić o spadek w drabince.

Co innego dzieje się w obozie Tomka – jeden punkt straty (zaróno duży jak i mały) do lidera rankingu Krzysztofa R. pozwala rozważać objęcie najwyższej pozycji. Czy rozważania te nie staną na przeszkodzie w skupieniu się podczas rozgrywanych piłek? Czy Tomek odmieni naszą ligę i powiewem świeżości obali naszego lidera?
Czy Panowie podchodzili do meczu na poważnie? Niech za odpowiedź na te pytanie stanowi fakt, iż podczas losowania Tomek wybrał stronę „północną” kortu, gdyż mniej wieje tam z nagrzewnicy. Czy mniejszy wiatr po tejże stronie popchnął z wiatrem Wiatra?

„Serwis to broń obusieczna. Unicestwię albo przeciwnika, albo siebie” twierdził przed spotkaniem Marcin. Od dawna wiemy, że Marcin serwisem stoi. Tego elementu najbardziej obawiają się przeciwnicy. Czasem także kibice…

Serwis faktycznie stanowił ważną rolę w arsenale obu graczy. Piłki były zarówno rotowane, uderzane silnie bądź kąśliwie. Nie przeszkadzało to jednak uświadczyć fanom kilku niezwykłych akcji, które najczęściej kończyły się na korzyść słynnego Wiatra.

„Widać nerwy u Marcina. Tomek natomiast rozpoczął jak wytrawny gracz” – powiedział ktoś przed meczem.

Silne serwisy ustawiające Tomka pod ścianą, tym razem już „południowej” strony kortu, nie pozwoliły jednak Marcinowi na objęcie prowadzenia. Pierwszy set przebiegał raczej pod dyktando Tomka i jego celnych lobów kończących ataki Marcina przy siatce.
Nie zrozumcie mnie źle – to nie tak, że widowisko było jednostronne. Punktacja każdego gema oscylowała w okolicach równowag, same akcje natomiast pozwalały na budowanie konkretnych strategii na rozegranie danego punktu.

„Spotkanie z Tomkiem to najlepszy trening Marcina pod względem trzymania piłki w korcie” twierdził przed spotkaniem trener.

„Widać wczorajszy trening Tomka niesie go małymi pewnymi kroczkami przed siebie” stwierdził ten sam trener.

Bo to był trener Tomka…nie Marcina. On, niczym Nick Kyrgios, trenuje się sam. Albo ktoś inny pokroju Kyrgiosa. O, Romejko na przykład.
Wynik 6:3, 6:4 dla Tomka. Tomek liderem. Marcin zostaje tam gdzie był.

Czemu nic więcej nie opiszę? Bo wyniku nie jestem pewien. Dajcie znać chłopaki czy na pewno, a jeżeli nie to wprowadzę zmiany. Wstyd i hańba, wiem. Obiecuję poprawę…..swojego zachowania jak i wyniku.

A tymczasiem coś z zupełnie innej beczki – 15 lutego. Kolejny weekend. Kolejny słoneczny weekend lutego, który z zimą ma wspólną jedynie krótką nazwę. Nowy vicelider rankingu Romejko mógł czuć się lekko niepocieszony. Spadł z tronu. Wywiał go Tomek.
Odwieczni rywale pstrykają sobie nawzajem w nos. Tym razem piłeczka jest po stronie Krzyśka. Czy rozważania te nie staną na przeszkodzie w skupieniu się podczas rozgrywanych piłek?

Podejmował on Damiana Suchodolskiego. Ten niezwykle charyzmatyczny zawodnik nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. On sam twierdzi natomiast, że nie powiedział jeszcze nic. Opróxz tego twierdzenia….
Nie było to pierwsze spotkanie powyższych. Wcześniejsze widowisko, choć wynik mógłby na to nie wskazywać, mogło się podobać. Co mieli do powiedzenia zawodnicy przed meczem?

Coś mieli. Krzysiek imprezował, Damian pewnie też. Dzień po walentynkach, lecz miłości na korcie nie uświadczyliśmy.
Szybkie serwisy Krzyśka, ataki Damiana, trzymanie piłek w korcie Krzyśka, zawziętość Damiana, defensywa Krzyśka oraz szybkość Damiana nie pozwalały publiczności poczuć nudy podczas akcji.

„Jeeeeeeee!!!!!!” ~ publiczność

Wszystkie gemy dochodziły do równowag, każda piłka była ważniejsza od poprzedniej, a sama skuteczność uderzenia ustępowała często psychice oraz taktyce zawodników.
Jednak przez sporą część czasu publiczność mogła spoglądać na zegarek. Zawodnicy popełniali sporo błędów, a co za tym idzie akcje występowały rzadko. To nie jest zastrzeżenie albo obraza. To obserwacja.

Damian miał problem z serwisem. Niestety często nie pozwalało mu to przypieczętowywać wypracowanych sobie przewag. Wypracowanych ciężką oraz sumienną pracą.
Co warte odnotowania pomimo zdarzających się wpadek zawodnicy całkowicie nie tracili zaangażowania oraz wytrwałości w grze.
Pomimo zakończonego meczu z wynikiem 6:2, 6:4 dla Krzyśka zawodnicy zagrali jeszcze dwa…albo jeden. Nie pamiętam. Dwa chyba….ale jak coś to tego nie będę zmieniać. Nie piszcie z reklamacją. Ale o czym ja? Aha….

Po meczu zawodnicy zagrali jeszcze towarzyszkie sety (…albo set). Tutaj też górą był Krzysiek. Ale to nie liga więc mogę napisać co chcę. Było 327 do 219.

„Niezwykle zawzięty zawodnik. Biega do wszystkiego, celnie odgrywa. Czasem byłem przekonany, że już po akcji, a tu ….” powiedział po meczu Krzysztof. (nie, ja tego nie kopiuję. Krzysztof naprawdę mówi to po meczu z każdym przeciwnikiem 🙂 ).

„Jest do zrobienia. Jest do zrobienia ten Krzysiek. Serwis muszę poprawić i będzie okej…” – powiedział Damian.
Czy to jego pierwsze słowa w naszej lidze? Zobaczymy – ostatnie treningi wyglądały bardzo imponująco, a on sam był z siebie szczerze, niezwykle zadowolony.
„Jestem szczerze, niezwykle zadowolony” – zauważał.

Krzysztof wraca na tron. Damian dzielnie wspina się po naszej drabince. Chyba, że odwrócimy głowę. To zawodnicy będą mniej więcej podobnie….

23 lutego powitaliśmy zawodniczki dywizji damskiej. Dywizji, której dawno nie oglądaliśmy na naszych kortach. Katarzyna Arkusz podejmowała Annę Loch. Dlaczego to właśnie Kasia podejmuje Anię? Gdyż Kasia zajmuje II miejsce, a Ania – V.

„Żadnych taktyk – to ma być przyjemność” mówiła przed spotkaniem Kasia.

„Jedziemy z tym koksem” zuchwale wykrzyczała Ania przed wejściem na kort.

Obie dziewczyny znają się niezwykle dobrze. Wspólne treningi, jedno rozegrane spotkanie oraz rozmowa poza kortem nastrajały na niezwykle przyjacielską atmosferę oraz dobrą zabawę obu zawodniczek. Sama Ania przyznała: „Ludzię z Kasią grać.”. Ale czemu? „To pozostanie już naszą tajemnicą” odparła.

Od samego początku spotkaniu towarzyszył mocny, porywisty wiatr (nie mylić z Tomkiem Wiatrowskim – on był wówczas na nartach). Hala drżała w posadach oraz zjawiskowo kołysała się na wietrze. A jak przy pogodzie owej wypadały nasze zawodniczki?

Na pewno oczom trenera i zgromadzonej publiczności (nikogo nie było z racji okropnej pogody na zewnątrz, jednak na potrzeby niniejszego artykułu trenera opisywać będę jako zgromadzoną publiczność) mogły podobać się długie i ciekawe akcje. Akcje prowadzone jednak pod dyktando Anny. To jej niezwykle agresywna gra kątowa pozwalała Kasi jedynie na sumienne przebijanie piłki na drugą stronę kortu. Ania parła do siatki, kąśliwie odgrywała serwisy, próbowała skrótów. Lekko słabsza dyspozycja co chodzi o serwis nie przeszkodziła jej w wygraniu pierwszego seta. Anię poraża jej własny geniusz. Była ona zaskoczona tym, że wygrała seta. 6:4 dla Ani.

No to teraz o Kasi:
Taktyka Kasi jest niezwykle prosta. Być jak ściana. Sumienne trzymanie piłek, rozważne odbijanie zagrań przeciwniczki oraz przemyślany atak tylko w sytuacjach do tego wskazanych stawiają Kasię na naprawdę silnej pozycji. Jeżeli dodamy mocno rotowane slajsy oraz pełne gracji poruszanie uzyskujemy zawodniczkę kompletną.
A przede wszystkim ambitną. Pomimo porażki w pierwszym secie podniosła się z kolan i drugiego zapisała już na swoją korzyść. 6:3 dla Kasi.

BUUUUM!!! Pierwszy huk. TRZAAASK!!! Drugi trzask. Burza. W środku lutego nad Przytok nadciągnęła burza z piorunami oraz ulewnym deszczem. Dodatkowo obie zawodniczki właśnie przyznały się, że boją się burzy.

Jednak prawdziwe wybuchy dopiero przed nami. Super tiebreak. Po krótkim wytłumaczeniu zasad zawodniczki rozpoczęły walkę o zdobycie 10 punktów, a tym samym zapisanie na swoim koncie aż dwóch punktów ligowych.

Było 10:7 dla Kasi. Napiszę tylko tyle, gdyż żadne słowa czy gesty. Żadne litery bądź metafory nie są w stanie odwtorzyć tego uczucia, które towarzyszyło zgromadzonej publiczności. Tych nerwów, tych emocji. Każde zdanie wydawałoby się w frazesem. Każda relacja banałem. To trzeba było po prostu zobaczyć. Doświadczyć. Poczuć.
I nagle cisza…..deszcz ustał. Burza schowała się za horyzontem rozświetlając tylko gdzieniegdzie fragmenty nieba. Hala ustała, a spływające po niej krople wody ustąpiły odbicu dziewczyn w drzwiach wejściowych. Odbicia, które wyrażały radość. Spełnienie. I przede wszystkim poczucie dobrze spędzonego czasu.

„Ale mam ochotę na piwo pszeniczne” odparła po meczu zwyciężczyni.
„Zapraszam do mnie” wtórowała jej Ania.
„A masz pszeniczne?”
„Nie wiem jakie. Żubr chyba”
„Heh” parsknęła zgromadzona publiczność.
I rozeszliśmy się w swoje strony….zapewne każde pić alkohol.

~oskar

Dywizja Damska Tabela

Dywizja Damska

Dywizja Męska Tabela

Dywizja Męska