
Choć pogoda na to nie pozwala, to kolejne wydanie Ligowego Podsumowania Tygodnia Zimowej Amatroskiej Ligi Tenisowej w Przytoku zdecydowanie udowodni nam, że połowa listopada nadciąga szybciej aniżeli dobrze uderzony serwis.
Z nie mniejszą prędkością pędzą również nasi uczestnicy, którzy zgodnie z oczekiwaniami pokochali pomysł wzajemnej walki o punkty. Tylko w przeciągu kilku ostatnich dni rozegranych zostało aż 5 spotkań.
Na początku kierujemy swój wzrok na niedzielę oraz dywizję Pań, w której to mecz otwarcia sezonu zimowego zagrały Agata Jarmołowska oraz Angelika Wójtowicz. Obie dziewczyny znają się od lat, wielokrotnie próbowały swoich sił na treningowych grach oraz celowały piłkami w głowę trenera. Ta właśnie przyjacielska relacja dominowała na korcie podczas spotkania.
„Taktyka? Nie ma żadnej taktyki, jest po prostu dobra zabawa” twierdziła w połowie pojedynku Angela.
Choć przyjaźni, tak często widocznej w życiu poza kortem, dziewczyny nie zostawiły za drzwiami naszej hali, to jej rywalka, Agata, nie chciała zdradzać żadnych planów na te spotkanie. Wszelkie pytania ucinała milczeniem tudzież całkowicie odwracała się na pięcie unikając odpowiedzi.
Czy ta metoda doprowadziła ją do zwycięstwa? Niestety. Pojedynek wygrała Angelika wynikiem 6:4, 6:3.
Jednak nie musimy pozostawać w smutku i żalu po skońćzonym pojedynku wyżej wymienionych. Tuż po zakończeniu spotkania obie dziewczyny wymieniły jeszcze, ku uciesze licznie zgromadzonej widowni przy ul. Golfowej 1 w Przytoku, kilka towarzyskich piłek. Tu natomiast Agata pokazała, że choć wynik na tablicy pokazywał koniec spotkania – Ona chce jeszcze. Ona chce więcej. Ona po prostu chce…
Emocje nie zdążyły ostygnąć, kurz opaść, a kort zostać zamieciony kiedy to pojawili się kolejni uczestnicy. Tym razem spotkanie dywizji męskiej. Stary wyjadacz, można powiedzieć weteran naszej ligi oraz lider rankingu ZALT – Marcin Miciński – podjął rękawicę rzuconą mu złowieszczo pod nogi przez człowieka, który słysząc o początkach rozgrywek w Przytoku bez momentu zawahania stawił się w naszej hali. Tym człowiekiem jest Krzysztof Romejko. Zna on naszą halę jak własną kieszeń w spodniach. Niejednokrotnie było mu dane toczyć tu wspaniałe pojedynki ze swoją córką, która na pewno lada chwila również będzie rozważać dołączenie do naszych rozgrywek juniorskich…
„Ja mogę grać w niedzielę, ale też w poniedziałek” – tak swoją dyspozycyjność komentował Krzysztof. Pokazywał tym samym jak pewnym się czuje oraz jak niewielkie ma dla niego znaczenie pora oraz termin. Liczy się jedynie przeciwnik, a dokładnie jego słabości.
Lider rankingu musiał czuć oddech na plecach przez swoją żółtą koszulkę. Wiedział, że mecz z graczem tego pokroju to nie spacer z mamą za rękę do sklepu z cukierkami. „Jestem nastawiony na atakowanie” komentował przed meczem.
„Atmosfera jest gorąca. Sama rozgrzewka nie pozostawiała złudzeń – Panowie chcą się zniszczyć.” Można było usłyszeć na trybunach. „Jest gorąco. Nasza hala może zostać zniszczona przez tę dwójkę” – komentował spotkanie właściciel obiektu.
Mecz przebiegał nadwyraz szybko. Panowie nie oszczędzali swoich sił, ani czasu. Punkt, 5 sekund, punkt, 5 sekund, punkt, 5 sekund. Każdy kolejny serwis był coraz mocniejszy, coraz szybszy, coraz trafniejszy. Piłki niemalże zostały całkowicie wygolone przez prędkości, z jakimi były uderzane.
Wynik 6:3, 6:2 dla Krzysztofa nie pokazuje ogromu serca jaki obaj gracze zostawili na korcie. Jednak to nie koniec ciężkich bojów dla serc naszych zawodników – Marcin musi pożegnać się z koszulką lidera. Spada on bowiem na drugie miejsce.
Poniedziałek przywitał nas nie tylko flagami na słupach, uroczystościami w Warszawie oraz nadwyraz piękną pogodą, lecz także pojedynkiem w dywizji męskiej. Piotrek Loch podejmował debiutującego w ZALT Jacka Wójtowicza. Obaj Panowie znają się od lat, wielokrotnie próbowali swoich sił przy użyciu rakiety tenisowej.
Piotrek musiał czuć potrzebę wygrania. Dotychczasowy występ zakończył niestety przegrywając z liderem rankingu, jednak po tak zaciętej i wyrównanej walce, że nie mógł mieć do siebie zastrzeżeń.
„Nie mam do siebie zastrzeżeń” mógłby powiedzieć.
Po naszym debiutancie spodziewaliśmy się wszystkiego. Człowiek zagadka. Człowiek tajemnica. Ponadto jak się również okazuje – człowiek zabawa:
„RÓBCIE FALĘ” wykrzyczał do siedzącego na jednym krześle koordynatora Ligi. Z obawy ten wykonał polecenie…
Czy jednoosobowa fala poniosła żądnego wygranej Jacka? Pierwszy set udowodnił, że nie trzeba wiele wody, by naszego Jacka nieść do przodu. Odrobił on bowiem wielką różnicę w gemach i doprowadził do stanu 5:5. W tym miejscu jednak woda się skończyła. Zniknęła znad horyzontu całowicie pokrywając koszulki obu zawodników. Tę chwilę osłabienia wykorzystał Piotrek, który szybkimi gemami doprowadził do stanu 7:5, zapisując na swoim koncie pierwszego seta.
„No, Jaca mnie dogonił” – zauważył Piotrek.
Drugi set przebiegał już tylko po myśli Piotrka. Zmiana stron musiała mieć w tym wszystkim wyraźne znaczenie, gdyż nawet sam zainteresowany powiedział naszemu korespondentowi, iż „na tamtej stronie lepiej się gra”.
Mecz zakońćzył się wynikiem 7:5, 6:2 dla Piotrka. Nie można było narzekać na brak emocji, efektownych mijanek oraz wywracania oczu po oczodołach pomiędzy piłkami. Piotrek Loch staje się liderem rankingu dywizji męskiej. Gratulujemy. Czy długo wytrzyma na piedestale? Chyba nie, wszak rywale już czekają na próbę wyrwania tego tytułu z rąk Piotrka.
„Niezwykle mi się podobało. Czuję niedosyt. KIEDY REWANŻ!?” wykrzykiwał pełen ekscytacji Jacek. No właśnie, Piotrze. Kiedy?
Niedziela wieczór przyniosła jeszcze dwa spotkania dywizji kobiet. Pierwsze z nich zapowiadało się nadwyraz ekscytująco. Był to bowiem niejako rewanż, o którym wspomniałem wcześniej. Liderka dywizji kobiecej – Angelika Wójtowicz wyzwała na pojedynek Annę Loch. Tak, nazwiska nie są przypadkiem. To ta z tych Wójtowiczów oraz ta z tych tych Lochów.
„Ja jestem realistką i wiem, że Angela mnie pogoni” – mówiła wychodząc na kort Ania.
Słowa te były niezwykle nietrafione, gdyż z obu dziewczyn to właśnie Angela może jutro czuć zakwasy na nogach. Oglądanie efektownych pościgów Angeliki za piłką mogło się podobać, a ona sama była na korcie wszędzie. Wszędzie. I to właśnie stanowiło największy problem dla Ani, która dwoiła się i troiła, aby wygrać jak najwięcej. Liderka rankingu jednak nie pozwala rywalce na zbyt wiele często kończąc akcje przy siatce.
W połowie pojedynku Ania, nie oglądając się na rywalkę, dalej gnała do przodu w poszukiwaniu punktów. Musiała jednak lekko zwolnić tempo, gdyż rozpaczliwy apel Angeliki o łyka wody zmusił Anię w końcu do zejścia na bok i przemyślenia swojej strategii gry. Wszak przegrała pierwszego seta 3:6.
Pomimo pochwał, dopingu i szybkiej, zdecydowanej gry nie potrafiła pokonać rywalki, a wynik 6:2, 6:3 dla Angeli tylko umocnił ją na I miejscu dywizji kobiet.
Długi weekend zakończyliśmy spotkaniem z najdłuższymi wymianami kolejki. Debiutujące w naszej lidze (ale nie na naszych kortach) Agnieszka Gościańska oraz Kasia Arkusz zapewniły zgromadzonym fanom mecz pełen długich, przemyślanych oraz zaskakujących akcji. Było tu wszystko – loby, skróty (te kąśliwe, te przypadkowe oraz te podkręcone), były slajsy, były mijanki. A przede wszystkim było zabawnie. Uśmiech obu dziewczynom nie schodził z ust, a tego nie trzeba przecież dodatkowo zachwalać!
Dziewczyny, pomimo przyjaźni poza kortem, niejednokrotnie pod nosem komentowały piłki przeciwniczki oraz spode łba mierzyły się wzrokiem pomiędzy akcjami.
Intensywność spotkania może ukazywać fakt, iż dziewczyny czterokrotnie domagały się uczestnictwa sędziego liniowego oraz trzykrotnie domagały się uczestnictwa sędziego technicznego. To wszystko jednak było wysoce uzasadnione.
Piłki latały wszędzie. Były tuż przy lini, zaraz obok niej, ledwo ją musając bądź delikatnie ją mijając. Wielokrotnie słychać było: „o, weszło!”. Dziewczyny same nie panują nad swoją perfekcją, a ich doskonałość wpiewa je same w zachwyt i osłupienie: „O.. dobra!”
Spotkanie zakończyło się wynikiem 6:3, 6:4 dla Agnieszki. Obie dziewczyny nie ukrywały zadowolenia z meczu.
„Tak to ja mogę schodzić z kortu…zmęczona!” – skomentowała mecz Katarzyna.
Wszystko co dobre dobrze się kończy. Nasz długi weekend pozwolił na rozkręcenie się naszej ligi. Cieszy nas to bardzo. Czekamy na kolejne spotkania, te już wkrótce. Tylko dzisiaj dopisały się kolejne trzy osoby.
Zbliżamy się do końca pierwszego miesiąca zmagań. Tabele powinny już powoli klarować naszych uczestników. Z początkiem grudnia dokonamy podziału dywizji na najlepszą szóstkę graczy oraz pozostałych. Poniżej aktualne tabele oraz lista uczestników.
~oskar